Kleszy żal.
Nie możemy dłużej porozmawiać z pacjentem, nie mamy kontaktu z ich rodzinami, musimy ograniczać się do administrowania sakramentami, co jest bardzo bolesne - żali się na ograniczenia związane z koronawirusem szpitalny kapelan Sokołowski.
Przetłumaczę to na polski - skończyło się wpierdalanie bez pytania na sale dla pacjentów, w tym na oddziałach położniczych i dziecięcych. Tu przypomniało mi się jak we wrocławskim szpitalu niechcący załatwił takiego cwaniaczka mój 6-letni wówczas syn. Tu wtrącę, że od kiedy tylko mógł to pojąć uczulałem go na "zły dotyk" i zagrożenia ze strony pedofilów ze szczególnym uwzględnieniem księży katolickich, których najczęściej można spotkać wśród dzieci. Na kilkuosobową salę na dziale ortopedii dziecięcej w której leżał przed zaplanowana operacją wszedł ksiądz w stroju służbowym, więc rozpoznawalny. Na jego widok syn krzyknął do mojej żony "mamo, pedofil!". Klecha usłyszał, zrobił półobrót i wypierdolił z sali szybciej niż wszedł. Nie było molestowania rodziców i dzieci o przyjęcie opłatka czy spowiedź czy co tam jeszcze, nie było modłów wkurwiających tych, którzy ich nie chcieli słyszeć. Cytując klasyka - nie było niczego. Zawsze zastanawiało mnie po chuj istnieją szpitalne kaplice, skoro kapłani wędrują wszędzie jak karaluchy zamiast w nich przyjmować chętnych?
Komentarze
Prześlij komentarz