Deon.pl opublikował tekst o Polce, która postanowiła nie uprawiać seksu przed ślubem, w czym jej dopomógł bóg ojciec-syn-duch święty-amen. Co prawda w poprzednim związku jej nie pomogli, co oznacza, że współżyła jak normalny człowiek, a też, że byty wymyślone mają wyjebane na ludzką seksualność, za to nie mają wpływu na cokolwiek. To nasza bohaterka ubzdurała sobie, że mentalny pas cnoty uczyni jej życie lepszym (dlaczego?) i jej przyszły mąż się z nią zgodził. Facet prawdopodobnie obtarł sobie prącie od posuwisto-zwrotnych ruchów dłoni albo radził sobie w inny sposób. Mało prawdopodobne jest bowiem, aby spotkało się dwoje ludzi cierpiących na zespół obniżonego popędu seksualnego. Czemu zresztą przeczy opowieść o celibacie do ślubu, a nie również po nim. Najlepsze jednak są wspomnienia o "upadkach", po których przyszli małżonkowie chcieli walczyć dalej. W głowę zachodzę czy chodzi o seks analny i/lub oralny, a może wkładanie "na pół gwizdka"? Albo po prostu ich wstrzemięźliwość płciowa była jak cykliczny strajk głodowy, czyli w okresach pomiędzy posiłkami. Wymyślona i głupia opowieść, która ma zachęcać narzeczonych do tego, aby nie okazywali sobie uczuć w najprzyjemniejszy i najuczciwszy sposób, która przeczy katolickiemu małżeństwu "dopóki śmierć nas nie rozłączy". Niedopasowanie seksualne prowadzi do zdrady, ta zaś po jej ujawnieniu do rozwodu, czyli rozpadu świętego związku małżeńskiego. Z czego wynika prosty wniosek, że ludzie, w tym katolicy, powinni ruchać się przed ślubem radośnie i na potęgę. Do utraty tchu.
Zaciskając pasa pocieszmy się kolejną podwyżką dla urzędników unijnych. Taka der Leyen będzie zarabiała 36 000 euro. Starczy nie tylko na waciki, ale nawet na krem. A my szukajmy promocji w marketach.
Komentarze
Prześlij komentarz