"Rzekł głupi w sercu swoim: Boga nie ma." I cyk. Oto jest niezbywalny dowód na istnienie bytu wszechmocnego. Cytat z książki, która najwyższych lotów nie jest, zaś jej wartość naukowa jest żadna. Oto zbiór bajęd, klechd i opowiastek tłumaczących zjawiska fizyczne, pochodzenie człowieka, usprawiedliwiających prawa okrutne, a spisanych przez osobników dla których niewiarygodnym szczytem techniki byłyby taczki, zaś empatia kierowana była tylko wobec członków własnego plemienia, a i to tylko tych, którzy wierzyli w ten, a nie inny krzew gorejący. Bo jak wierzyli w inny, to urządzało się im miniholokaust. Jestem głupi w swoim sercu, bo wiem, że boga nie ma. Jeżeli miarą inteligencji miałaby być wiara bez dowodów, to faktycznie jestem głupi. Ale ponieważ jest odwrotnie, głupim jest ten, który wierzy w najwyższy boski byt sprawczy. W wersji tutejszej jest on dodatkowo bardziej niewiarygodny niż gdzie indziej, albowiem byt ten był, jest i będzie trójosobowy, a jednak jeden; wszechmocny, ale po sześciu dniach tyrki musiał odpocząć; niepokonany, ale upadły anioł od iluś tam tysięcy lat go wkurwia i nie chce sie poddać. Stworzył też na swój obraz i podobieństwo wszystkich ludzi, w tym białych, czarnych, żółtych, czerwonych, mężczyzn, kobiety, o włosach czarnych, blond i rudych, o wszelakich orientacjach seksualnych, ale akurat nie lubi gejów. Są to też istoty przez niego najbardziej umiłowane, więc jako odpowiedzialny za wszystko, co się dzieje, systematycznie nas wybija na różne sposoby. Aby okazać swoją moc, co jakiś czas dokonuje cudów, jednakże takich na miarę obowiązujących na Ziemi praw natury. Jest więc cudem wyzdrowienie z choroby albo zabarwienie wafla na czerwono, gorzej za to z likwidacją głodu, chorób albo chociażby tylko odrostu utraconej kończyny, co potrafi uczynić dla dżdżownic ewolucja i to bez żadnych modlitw z ich strony. A właśnie, modlitwy o cud. Sto procent z nich nie ma sensu, ale w iluś tam przypadkach następuje wyczekiwany rezultat. Tyle, że nie z ich powodu. Z chorób ludzie wychodzą, niektórzy nie. Wyzdrowieli - cud! Umarli - wola boża. Uświadomcie sobie, że gdyby wyzdrowienie i przeżycie było cudem, homo sapiens już by nie istnieli. To biologia. Swoja drogą zapewne o cud modlili się wszyscy pasażerowie Tupolewa w ostatnich sekundach życia. Na nieszczęście dla nich fizyka wygrała z ich bóstwem. Jak zwykle.
Wesołych, kurwa, fiąt. Ale będziecie mieli przejebane jak sie okaże, że spośród tysięcy wymyślonych bogów to Swarożyc jest supreme.
Komentarze
Prześlij komentarz